Czasem życie pisze nam najbardziej zwariowane scenariusze, przy których scenariusze filmowe wydają się mało ciekawe. Również życie często płata nam figle i sprawia, że wydarzenia przybierają mocno ironiczny obrót. Jestem na to żywym dowodem.
Fotograf ślubny – rozwód to nie problem!
Pracuję jako fotograf ślubny we Wrocławiu, ale sam jestem po rozwodzie. Ironia, prawda? Zajmuję się uwiecznianiem ślubów innych ludzi, fotografuje ich szczęście w tym magicznym dniu, staram się niezauważenie brać udział w ich uroczystości, a sam nie potrafiłem utrzymać swojego małżeństwa. Niestety, czasem tak bywa. Praca fotografa ślubnego to nie praca w biurze, osiem godzin dziennie, od poniedziałku do piątku. Często zdarza mi się pracować cały tydzień, łącznie z weekendami. Najpierw jeden dzień sesji plenerowej, później sam ślub i wesele, a po nim przychodzi czas na żmudną obróbkę fotografii, zanim trafią one do młodej pracy. Terminy mam zarezerwowane z dużym wyprzedzeniem, więc wiem, że w najbliższym czasie nie będę miał więcej wolnego czasu, a nie chcę rezygnować z klientów, bo wiem jak ciężko byłoby im znalezienie osoby do zdjęć na ostatnią chwilę. Bardzo lubię swoją pracę, lubię przebywać między ludźmi, wychwytywać niepowtarzalne momenty, pokazywać ich szczęście na zdjęciach, fotografia ślubna to moja pasja i nie chciałbym zmieniać swojej pracy. Moja była żona miała jednak inne zdanie. Wiecznie nie było mnie w domu, więc cierpiał na tym nasz związek. Nie mieliśmy dla siebie dostatecznej ilości czasu, coraz rzadziej ze sobą rozmawialiśmy, praktycznie nie wychodziliśmy nigdzie na miasto ze znajomymi.
Wiem, że to mój tryb pracy był główną przyczyną naszego rozwodu. Zdjęcia ślubne w sposób ironiczny przyczyniły się do rozpadu mojego własnego związku. Jak już pisałem, życie pisze nam najciekawsze scenariusze, lepsze niż niejeden film.